Wokalne boje w Siedmiogrodzie

Po raz kolejny fantastyczna ekipa znajomych spod szyldu Ars Cantandi wybrała się w daleką podróż by sprawdzić się w bojach z innymi europejskimi chórami. Destynacja - Baia Mare w Rumunii, cel - pokazać się na konkursie z jak najlepszej strony.

Po kilkunastu męczących godzinach w autokarze i dotarciu na miejsce, wszyscy marzyliśmy jedynie o krótkiej kąpieli i naprawdę długim śnie. Jednak to nie wakacje, to chóralne starcie dlatego nici z odpoczynku - dyrygentka zarządziła próbę! Tsaaa, wszyscy ją kochamy… (serdeczne pozdrowienia Aniu :D) Po próbie i kolacji nadszedł czas na upragniony odpoczynek.

proba

Plan dnia na takich wyjazdach jest zawsze intensywny. To godziny prób przeplatane przerwami na jedzenie i ewentualny odpoczynek. Bo to trzeba wam wiedzieć, najlepiej odpoczywa się grupą, najlepiej z innymi członkami chóru. Tym razem relaksowaliśmy się przy czułym głosie Maćka, który czytał nam mitologię nordycką. Dla osób z zewnątrz akcja pt. “Poczytaj mi Maćku” mogła wyglądać… dziwnie. Kilkanaście osób w jednym pokoju, jedni leżą na łóżku, inni rozłożeni na fotelach, jeszcze inni skuleni na dywanie z przymkniętymi oczami. Na środku pokoju lektor kojący nas historiami o północnych bogach. I tak pływaliśmy na jawie aż do następnej próby.

czytanie

Przesłuchania zbliżały się nieuchronnie i z każdą godziną coraz łatwiej było nam sobie wyobrazić zimny wzrok międzynarodowego jury. To tym razem było wyjątkowo zróżnicowane. Dziesięciu znawców muzyki chóralnej z całej Europy, od Estonii aż po Włochy i wszyscy z bardzo wyczulonym uchem. Tym uszom nie umknie najkrócej przeciągnięty dźwięk, te oczy wychwycą choćby najmniejsze drżenie ręki dyrygenta, ten węch wyczuje stres każdego basa czy tenora. Są niczym oko Saurona z kilkoma parami uszu - nic się przed nimi nie ukryje. Trzeba przyznać, że to deprymowało nas przede wszystkim ze względu na jeden z wykonywanych utworów. Regulamin konkursu zobowiązywał każdy chór do przygotowania jednej pieśni w języku rumuńskim. Jak się łatwo domyślić, na początku nikt z nas nie wiedział jak zaśpiewać te pozornie losowe zlepki literowe. Żeby tego było mało, już w Baia Mare dowiedzieliśmy się, że nasz utwór był tym najwyżej punktowanym, co znaczy nie mniej, nie więcej tyle, że był po prostu najtrudniejszy. Mając tego świadomość, nasze gardła zaciskały się w stresie ciut mocniej niż zwykle. Co warto też nadmienić to fakt, że właśnie w tym utworze swój solowy debiut zaliczył nasz baryton - Krzesimir - który w trakcie utworu wystukiwał rytmiczny popis na toace (to taka muzyczna deska wielkości kuchennego blatu… zastanawiam się jak lepiej opisać ten instrument… znacie ten dźwięk, gdy jak co niedzielę rozpoczyna się koncert na tłuczenie kotletów? Spod tłuczka usuńcie mięso i tadam - toaka).

polonia

Odnaleźć się na scenie to jak zawsze nie lada wyzwanie. Próby akustyczne przed konkursem to zbyt mało by oswoić się z oślepiającymi reflektorami czy publiką budującą mur z cegieł stresu. Suchość w ustach, spocone dłonie, drżące palce... To wszystko jednak mija gdy przed nami pojawia się Pani, nasza dyrygentka. Spokój bijący z jej twarzy i uśmiech, który skutecznie przekazuje komunikat - wszystko będzie dobrze.
Oddech, impuls i dźwięk.
Kilkanaście minut później schodzimy ze sceny z oczami otwartymi do przesady z podekscytowania. Jak nam poszło oceni już jury.

nagrody2

Kilkanaście minut później schodzimy ze sceny z oczami otwartymi do przesady z podekscytowania. Jak nam poszło oceni już jury.
Poziom adrenaliny utrzymywał się w naszych organizmach nawet po powrocie do hotelu. W jego lobby stał fortepian. Energia wciąż w nas buzowała więc czemu by nie spożytkować jej na jakieś improwizacje muzyczne?

Organizatorzy dbali o nas jak o skarby. Wyrazem tego była uczta za miastem. W głębi lasu ukryta była potężna restauracja, w której czekały już gastronomiczne rarytasy i zespół muzyki ludowej. Do ich muzyki bawiliśmy się godzinami. Również pomysłem organizatorów były warsztaty z członkami szanownego jury. Andrea Angelini pokazał nam jak idealnie wykonać utwór Crux Fidelis Łukasza Urbaniaka - bardzo cenna lekcja!

Finał konkursu to święto całego miasta. Najpierw wszystkie chóry w rozśpiewanym kondukcie przeszły przez miasto a potem zatrzymały się w jednym z kościołów gdzie miało miejsce ogłoszenie wyników i prezentacje wokalne przed lokalną publicznością. Nagrody były przyznawane od najniższych miejsc więc im dłuższe oczekiwanie tym lepszy rezultat, a czekaliśmy długo. Emocje stopniowo wzrastały, a gdy konferansjerka zbliżała się do podium, naprawdę ciężko było usiedzieć w bezruchu. Nazwę naszego chóru usłyszeliśmy przy ogłaszaniu drugiego miejsca. Srebrny dyplom trafił w nasze ręce a krótki koncert z tą świadomością to już tylko wisienka na torcie - ze świadomością takiego wyróżnienia, śpiewa się jak na skrzydłach!

most

Na zakończenie tego intensywnego rozdziału naszego wyjazdu poszliśmy na uroczystą galę, która zwieńczyła VII edycję Liviu Borlan International Choral Competition. Fantastyczne jedzenie, towarzystwo i zabawa przeplatane pokazami tańców ludowych sprzyjały integracji międzychóralnej. Nowe znajomości zostaną z nami na długo. Szczególnie miło będziemy wspominać Alexandrę i Denisę - opiekowały się nami przez cały nasz pobyt w Baia Mare, ba! Alexandra jeszcze przed konkursem, pomagała nam poprawić wymowę rumuńskich słów w najtrudniejszym z konkursowych utworów.

przewodniczki

Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy - banał, wiem. Zastanawiałem się jednak długo, jak spuentować nasz wyjazd do Rumunii w inny sposób i nic innego nie chciało mi przyjść do głowy… aż do teraz.
Wszystko co NAJLEPSZE, szybko się kończy. Zachwyceni atmosferą jaką przywitano nas w Baia Mare, spakowaliśmy manatki i wyruszyliśmy w głąb Siedmiogrodu w poszukiwaniu kolejnych przygód. Przed nami góry, kopalnie, piękne chórzystki… znaczy widoki i wiele więcej wspomnień.

Koniec części pierwszej...